„Reporter wojenny” to książka znakomita. Autor ma dryg nie tylko do obrazu, ale i słowa pisanego. Z odpowiednim dystansem i humorem wypunktowuje swoje reporterskie porażki i pokazuje zawód fotoreportera od kuchni. Hmmm, zawód? Właśnie teraz się zastanawiam, czy to aby na pewno zawód? Z kart książki wynika raczej, że to powołanie, misja ale i uzależnienie. Bo jak nazwać niemalże samobójcze wyprawy?
To nie jest zwykła chęć wypełnienia redakcyjnego zlecenia. Facet autentycznie chce pokazać swiatu ważne sprawy, o których znudzeni Europejczycy czy Amerykanie nie mają pojęcia… Izrael, Wietnam, Irlandia, Liban, Jugosławia, rozterki natury osobistej, wątpliwości, dylematy jak być obiektywnym, misje fotograficzne kończące się z karabinem w ręku. To zupełnie przyzwoita literatura przygodowa!
Czytam tę książkę po raz kolejny. I daję słowo – warto. Jednak nie czytajcie jej na plaży. Narracja zabójczo wciąga, co może skończyć się niezłymi odparzeniami skóry